Gdy wrócił do domu, jego mamy na
szczęście nie było. I dobrze, nie wiedziałby jak wytłumaczyć swój wrzask, który
poniósł się po ścianach, obracając w proch panującą tu ciszę. Widział się w
lustrze w przedpokoju, bladego, dyszącego, ze szklistymi oczami.
Stał przed nim nikt.
Dokładnie tak.
Plecak został rzucony z takim impetem, że lustro nie miało
żadnych szans. Następna w kolejce była szafka na buty, po oberwaniu glanem, z
trzaskiem wywalił lewą ściankę. Patrzył w zwolnionym tempie na drewniane
drzazgi lecące w powietrzu. Kopniak nim zachwiał, ledwo utrzymał równowagę.
Gdyby marynarka Huxa, wisząca wśród innych kurtek była istotą ożywioną, właśnie
zadrżałaby trwożnie. Z resztą słusznie, bo chwilę później leżała w
strzępach. Kylo nie potrafił się uspokoić, walił w ściany i meble, aż nie
zmęczył się na tyle, aby osunąć się na ziemię. Dygotał jak w febrze, siedząc
gdzieś pośród kawałków drewna, strzępów materiału i odłamków lustra.
Ruina. Zarówno pomieszczenia, jak i człowieka.
Mijały minuty, zdał sobie sprawę z tego, że krwawi, dopiero
po pewnym czasie. Ale krwawił mocniej w środku niż na zewnątrz. Włożył rozciętą
dłoń pod zimną wodę w kuchni, chciałby, żeby jego problemy spływały z niego
równie łatwo. Różowa woda znikała w odpływie, a on czuł, że wcale mu to nie
pomogło, był teraz nie tylko zły, zdradzony, ale i cholernie zmęczony.
- Hux ty chuju - mruknął, gdy szukał jakiegoś bandaża, bo
krew nie chciała przestać ciec.
Może będzie potrzebował szwów? Na pewno ich potrzebował,
tylko, że na duszy. Jak mógł mu zaufać? Jak mógł być w ogóle tak głupi, żeby to
zrobić? Przez głowę Kylo przepływały setki wspomnień i wszystkie były tak rude,
że miał ochotę rozwalić coś jeszcze. Dlaczego mu tak zależało? Dlaczego nie
mógł sobie odpuścić? Jakim cudem pozwolił, żeby stać się od kogoś tak zależnym?
Tak naprawdę mógł zniknąć i nie odebrałby z życia nikogo tyle, żeby naprawdę
kogoś to zabolało. Działało to i w drugą stronę, nie miał też nikogo, na kim
zależałoby mu jakoś szczególniej. Aż do momentu poznania Huxa.
Przechodząc przez przedpokój zobaczył pobojowisko, które
zostawił. Spróbował to posprzątać, ale nie mógł zrobić wiele więcej od
pozbierania mozaiki drewna, szkła i materiału. Odłamki lustra pokaleczyły mu
palce.
Tak jak pokaleczył je na Armitage’u. I będzie miał teraz
blizny, od noszenia go w środku.
Z nim czuł się w końcu ważny, bez niego bycie nikim
zaczynało go irytować. Wyszedł na idiotę. Był przerażony tym, że nie potrafił
znieść, iż nie ma Huxa na własność. Przecież to normalne, zwyczajne i
kompletnie nie do zaakceptowania przez Kylo. Hux poprawiał jego rzeczywistość,
stwarzał mu poczucie normalności i zwyczajności, których nigdy nie miał. Nie
chciał się dzielić. Nieważne czy rozmawiał z Phasmą, czy z Poe, czy nawet grał
w karty z Rey. Kylo bał się przede wszystkim, że Armitage dostrzegł to coś, co
zobaczył w nim przedtem i wujek, i kumple z treningów, i rodzice, i wszyscy w
jego życiu. Coś co ich od niego odpychało, a Ren panicznie się bał, że to po
prostu jego nijakość, brak jakiejkolwiek wartości. Czy Hux też już się nim
znudził?
Chyba miał paranoję, oczekiwał
najgorszego od każdego, kogo spotkał na swojej drodze. Codzienne koszmary,
odmierzanie czasu wśród pobitych luster, brak snu, tylko ten rozdzierający ból
w klatce piersiowej, niczym zawał. Gdyby był pod opieką lekarzy, pewnie
powiedzieliby mu, że sam biegnie ku przepaści, chcąc złapać zagładę za ogon.
Czy to wszystko było w jego głowie? Tykanie bomby zegarowej ustawało tylko przy
nim, ale teraz pędziło szybciej. Na łeb, na szyje, niedługo spadnie.
Otrząsnął się. Leżał na podłodze
w swoim pokoju, nie pamiętał kiedy się tu skulił. Panele były zimne, chyba
zdrętwiało mu ramię. Ledwo znalazł siłę, żeby ułożyć się na łóżku i usnąć.
***
Hux próbował dzwonić do Kylo,
dopóki jego telefon nie padł zupełnie, ale to czy dostanie teraz pieniądze na
nowy lub na naprawę, było mniejszym problemem niż sprawa Kylo. Dlaczego
wyszedł, dlaczego nie odbierał? Czy aż tak zdenerwowało go, że Hux poszedł
rozmawiać? Nie wiedział i nie rozumiał tej reakcji. Może było to związane z tym,
co chciał mu powiedzieć? Hux leżał na łóżku z rękami pod głową i patrzył w
sufit. Zastanawiał się, co teraz zrobić. Bolała go ta sytuacja, zupełnie nie o
to mu chodziło. I jeszcze Poe do tego…
Nie chciał się kłócić z Kylo, nie teraz, gdy jego uczucia
wariowały, ujawniając swoje istnienie po raz pierwszy i zapewne ostatni.
Tak się ich bał, że łatwiej było zjebać wszystko.
Był takim tchórzem, naprawdę myślał tylko o sobie. Kylo tyle
dla niego zrobił, a on nie potrafił po prostu być dla niego.
Kolejne dni były długie,
przemijanie było ciężkie i duszne. Kylo nie odpowiadał na wiadomość, o
telefonach nie było mowy, Brendol kazał Armitage’owi oszczędzać na nowy i
nauczyć się szacunku do jego ciężkiej pracy, więc Hux odcięty był od świata
przez większość czasu. Pierwsze, co robił po powrocie to sprawdzenie, czy Kylo
odpisywał na wiadomości. Minęły dwa dni od końca jego zawieszenia, a Ren ciągle
nie pojawiał się w szkole i Hux nie mógł pozbyć się poczucia winy. Poe rzucał
mu wymowne spojrzenia, Phasma załamywała ręce. Musiał coś z tym zrobić,
przecież tak nie można żyć.
***
- Martwię się o ciebie - powiedziała Leia wchodząc do pokoju
Kylo i kładąc kubek z herbatą obok łóżka syna.
- Po prostu źle się czuję - mruknął spod poduszki
naciągniętej na głowę.
Nie było to nawet kłamstwo, psychicznie był doprowadzony do
stanu podrzędnego wraku. Nie miał nawet siły iść szkoły.
- Wiem, wiem. Umówiłeś się już do lekarza?
- Przejdzie mi, mamo. Czasem tak mam. Nie przejmuj się tak.
Kylo wiedział, że jego mama ma wyrzuty sumienia, termin jej
wyjazdu zbliżał się nieubłaganie, a ona nie chciała zostawiać go samego i
chorego w domu. Ren nie był tym razem na nią zły, bo tak naprawdę chory nie był
i chyba chciał nawet pobyć sam. Pocieszał się, że nie było tak źle podczas tego
pobytu, nawet miał nadzieję na polepszenie ich kontaktów. Co z tego, gdy nie
umiał się tym cieszyć przez Armitage’a.
- Pamiętasz, że mam jutro wylot? Pojadę jeszcze na zakupy,
masz jakieś życzenia?
- Chyba nie.
- Wrócę niedługo Ben. Możemy obejrzeć jakiś film, jeśli
będziesz chciał.
Spróbował się do niej uśmiechnąć, chyba nawet mu się to
udało, bo wyszła spokojniejsza. On natomiast padł zniszczony na poduszki.
To przecież nie tak, że pierwszy raz w życiu ktoś go
odrzucił i próbował wymazać ze swojego życia. Schemat w dodatku był podobny,
nagły zanik kontaktu, rzadkie odpisywanie na wiadomości, odmawianie spotkań… Przed
Armitagem zrobiła to cała masa osób, więc czy Kylo nie powinien być
przygotowany i uodporniony? W czym tkwił szkopuł? Ren nie wiedział, a przez to
czuł się jeszcze bardziej rozdrażniony i rozedrgany.
Zdecydował, że pójdzie do szkoły w czwartek, może w piątek.
Najpóźniej w przyszłym tygodniu.
***
W środę wieczorem Hux siedział
pochylony nad zadaniem domowym, ale nie umiał się skupić. Stresował się, nie
jadł prawie nic, nie umiał zasnąć - zabijał swoje ciało, ale uczucia nie
znikały. Co więcej, spanie w swetrze Kylo bynajmniej nie pomagało pozbyć się
myśli o nim. Kręcił się w kółko, sam już nie wiedział, czego chciał. Albo
wiedział i z całych sił nie dopuszczał do siebie tej myśli.
Bo chciał Kylo, chciał go przy sobie, chciał usłyszeć jego
głos, posprzeczać się, popatrzyć w oczy, cokolwiek, tylko nie ta dobijająca
cisza. Zawsze uczono go, żeby umieć walczyć o swoje, Armitage Hux się nie
poddawał. Gdy składanka wybrała Fix you,
jako kolejny odtwarzany utwór, Hux otworzył komunikator. Przełknął ślinę i
napisał wiadomość.
Armitage: Phas, potrzebuję transportu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz